fbpx
Skip to content Skip to sidebar Skip to footer

Słów kilka o spirulinie, migrenie i moich (nie)zdrowych nawykach

Często zadajecie mi pytanie, od czego zacząć zmianę stylu życia?

Moja odpowiedź w tym wypadku jest zawsze ta sama: TO ZALEŻY.

Najpierw musimy sobie uzmysłowić, że nie ma jednego, uniwersalnego przepisu, czy też instrukcji na to, żeby schudnąć, lepiej się czuć, zdrowiej jeść, bo dla każdego z nas to lepiej, zdrowiej oznacza zupełnie coś innego.

Jesteśmy na różnych etapach życia, inaczej postrzegamy rzeczywistość , inaczej odczuwamy emocje, mamy inny światopogląd. Inną pracę, rozkład dnia, nawyki i przyzwyczajenia.

Część z nas nie wyobraża sobie początku dnia bez dobrej kawy, inni jadą na energetykach.

Jedni kochają brukselkę, inni na samą myśl o jej zjedzeniu mają odruch wymiotny.

Jedni kochają siłownię, drudzy spinning, spacery, a są też i tacy, którzy najbardziej na świecie kochają swoją kanapę.

No i fajnie.

Problem pojawia się wtedy, kiedy ze wszystkich stron atakują nas informacje o właściwościach prozdrowotnych poszczególnych produktów, weźmy na to chlorelli, czy też spiruliny, a my słuchając tego wszystkiego najzwyczajniej w świecie czujemy sie coraz głupsi… Czy taka właśnie dajmy na to spirulina jest dobra dla wszystkich? Czy naprawdę jej potrzebujesz? Z własnego doświadczenia wiem, że nie…. Kiedy pełna entuzjazmu kilka lat temu kupiłam całe opakowanie tego cudownego proszku, oczywiście w wersji organic, to następnego dnia po jej spożyciu dostałam pierwszego w swoim życiu ataku migreny, takiego z prawdziwego zdarzenia. Nie wiem, może to był przypadek, ale ja i tak winię spirulinę. Chyba mi się organizm za bardzo zaczął oddtruwać i oczyszczać, czego efektem była migrena (nie mylić proszę w bólem głowy).

Ale to, że na mnie ta spirulina źle podziałała, wcale nie oznacza, że Pani Kasi też zaszkodzi. Ale czy rzeczywiście pomoże? Bo wydaje mi się, że troszkę chcemy ułatwić sobie życie, sięgając po te wszystkie super ekstra zdrowe produkty, pójść na skróty i mieć w nosie podstawowe zasady zdrowego odżywiania, bo czymże są one w porównaniu do tych cudownych właściwości owej spiruliny, nasion chia, korzenia maca, magicznych tabletek na odchudzanie, czy odżywek białkowych…. Prościej jest kupić te produkty i mieć nadzieję, że samo się stanie, że to odchudzanie samo się wydarzy. Że te ‘magiczne’ produkty spowodują, że czekolada z orzechami będzie mieć zero kalorii.

Zamiast tego proponuję przestać się łudzić i zastosować metodę małych kroków, wprowadzając zdrowe nawyki do naszego życia. Może być ich kilka od razu, może być jeden tygodniowo, miesięcznie. Ale zachęcam Was, aby zrobić ten pierwszy, mały krok już dziś i poczuć tę sprawczą siłę w sobie.

Od czego ja zaczęłam i do tej pory mi zostało?

  1. Codziennie na czczo wypijam szklankę letniej wody z sokiem wyciśniętym z połowy cytryny
  2. Biały makaron zamieniłam na pełnoziarnisty, a biały ryż na ryż brązowy
  3. Zrezygnowałam z mięsa na rzecz ryb, owoców morza i nasion roślin strączkowych. Obecnie mięso jem bardzo rzadko, tzn. 1-3 razy w miesiącu, jest to najczęściej indyk lub stek wołowy.
  4. Masło zamieniłam na rozgniecione awokado i hummus
  5. Kolorowe napoje gazowane w ogóle rzadko pojawiały się w moim domu, ale obecnie nie pijam ich w ogóle, wystarcza mi woda mineralna, w tym gazowana
  6. Codziennie jem owoce, zazwyczaj jest to 1 banan, 1 jabłko, czasem do jaglanki dodaję borówki, wiśnie, czereśnie (świeże w sezonie, mrożone poza).
  7. Do każdego posiłku dodaję warzywa- nawet głupie pół papryki do śniadania zrobi swoje, pomidorki, ogóreczek kiszony, cokolwiek! I żeby była jasność- nie mam fioła na punkcie warzyw organicznych, bio i Wam też radzę nie wpadać w paranoję. Wolicie nie jeść warzyw w ogóle, alebo drastycznie ograniczyć ich ilość, bo nie stać Was na organic, czy jednak zaryzykować i zjeść zwykłą marchewkę z supermarketu?
  8. Typowe kanapki na śniadanie zamieniłam na jaglankę (kasza jaglana, z owocami, miodem i orzechami), omlet z wędzonym łososiem, czy też z cukinią i marchewką, kanapki z awokado i sadzonym jajkiem, kolorowe sałatki z fetą.
  9. Do sałatek dodaję łyżeczkę oleju lnianego, a do jaglanki łyżeczkę świeżo zmielonego siemienia lnianego (kwasy omega-3)
  10. Jem ziemniaki, ale bez polewania tłuszczykiem, masełkiem itp.
  11. Codziennie jem 2 orzechy włoskie lub migdały, pokruszone do jogurtu z owocami lub jaglanki
  12. Zamiast smakowych jogurtów, serków, kupuję jogurty naturalne, wkrajam do nich owoce, dodaję miód.
  13. Patrzę na skład kupowanych produktów i nie znajdziecie u mnie w koszyku niczego, co w swoim składzie zawierałoby olej palmowy (ze względów zdrowotnych, tłuszcze nasycone itd. oraz ze względów ekologicznych, tj. wycinanie połaci lasów palmowych, będących mieszkaniem dla wielu zwierząt, dla pozyskania oleju), syrop glukozowo- fruktozowy (dziadostwo gorsze od cukru, ale o tym dłużej kiedy indziej), glutaminian sodu (uwaga na czipsy, różnego rodzaju snacki), benzoesan sodu, azoty sodu, sztuczne barwniki, aromaty.
  14. Ograniczyłam sól na rzecz przypraw takich jak płatki chilli, pieprz, suszona pietruszka, papryka mielona, imbir, czosnek, kurkuma.
  15. Nie jem kupnych ciast, ciastek, bo zazwyczaj skład jest zbyt długi, aby chciało mi sie go analizować.
  16. Jeśli tylko mogę, chodzę na zakupy, a nie jeżdżę samochodem.
  17. Suplementuję witaminę D.

Czy jako Diet Coach jestem taka idealna? Nie i nie zamierzam być:

  1. Kocham kawę
  2. Lubię sie czasem napić wina lub piwa. Albo ginu z tonikiem.
  3. Jem czekoladę
  4. Zdarza mi się zjeść czipsy, paluszki.
  5. Zjadłam dziś pizzę na obiad (pół), a wczoraj na kolację paluszki rybne…
  6. Zdarza mi się jeść gotowe dania z marketu, kiedy jestem tak zmęczona po pracy, że nie mam siły ręką ruszyć, ale staram się, aby było to mniejsze zło (np. makaron z krewetkami i sosem pomidorowym, albo ryż z warzywami)
  7. Czasami wolę zostać w domu, usiąść na kanapie i obejrzeć “Przyjaciólki”, niż pójść na basen.
  8. Jak koleżanka częstuje mnie w pracy ciastem, które upiekła specjalnie dla nas- nie panikuję i nie odmawiam, tylko jem mały kawałek, mówię, że było pyszne. Najwyżej zamiast 2 kromek chleba, zjem 1 na kolację.
  9. Zdarza mi się jeść godzinę przed pójściem spać, a nie przepisowe 3
  10. Jadam naleśniki z białej mąki, które zrobi mi mąż
  11. I chrupiące bułeczki prosto z piekarnika, posmarowane masłem też się zdarzają. Na to żółty ser i pomidor 🙂
  12. Podczas wycieczki do Londynu zjadłam bułkę z kurczakiem w Mcdonalds i lody! (ale w tym dniu przeszłam prawie 20 km… ta bułka zdecydowanie została spalona, pododbnie jak to piwo wypite na ławce nad Tamizą)
  13. Mam zamiar najeść się pierogów w Święta i popić kompotem z suszu. I zjeść piernik staropolski, jeśli mi wyjdzie.
  14. Więcej grzechów nie pamiętam, ale myślę, że coś jeszcze by się znalazło

Czemu więc, mimo tej czekolady i wina, udaje mi się utrzymać wagę? No właśnie może dlatego, że pozwalam sobie na tę czekoladę i na to wino od czasu do czasu, nie traktując tych produktów jako zło wcielone, jako coś zakazanego. Oczywiście monitoruję swój stan tłuszczyku na brzuchu i kiedy spodnie robią się odrobinę przyciasne, a ja wiem że to nie jest wina zjedzonego brokuła albo zliżającego się okresu- mówię sobie Stop. I gdzieś tam ucinam a to kromkę chleba właśnie,a to ilość ryżu, owej czekolady, wina. Ale żeby nie było, żadnych drastycznych ruchów. Po prostu drobne modyfikacje. W pracy ciagle się śmieją z tego, że jem trawę i jakieś dziwne rzeczy (dla waszej infor,macji, jest to np. kanapka z hummusem, awokado i papryką albo mieszanka sałat z gotowanymi jajkami.. taka właśnie dziwna jestem…)

Oczywiście, jeśli nagle zapragnęłabym zrzucić 5 kg, to te ‘cięcia’ byłyby trochę większe, ale póki co zadowala mnie mój rozmiar 12-14 i nie czuję potrzeby, aby cokolwiek zmieniać.

Przez 2 lata, wyrobiłam sobie dobre nawyki żywieniowe, które sprawiły, że łatwiej jest mi utrzymać stałą wagę.

A Wam życzę, abyście znaleźli swój własny “złoty środek” na życie, jedzenie i utrzymywanie wagi, tudzież schudnięcie!

Leave a comment